Jan Rohde był mieszkańcem Siedlec i wieloletnim opiekunem cmentarza św. Franciszka na Emaus.
"To osoba z niezwykłymi zasługami dla ratowania zabytkowych nagrobków i rzeźb z likwidowanych w latach 60-tych gdańskich cmentarzy przy Wielkiej Alei" - napisał w 2015 roku historyk Klaudiusz Grabowski na łamach Gazety Wyborczej.
Losy pana Jana i jego rodziny ukazują niezwykle skomplikowaną sytuację Polaków na obszarze Wolnego Miasta Gdańska, a także w czasie II wojny światowej i po jej zakończeniu.
Jan Rohde urodził się 7 marca 1926 roku w niewielkiej wsi pod Wejherowem. W tym samym roku jego rodzice, Teodor i Waleria Rohde, przeprowadzili się do Gdańska, gdzie mieszkali już ich krewni. Zamieszkali przy obecnej ul. Traugutta, w pobliżu krematorium, w trzypiętrowym domu.
Podczas drugiej wojny światowej został wcielony do Wehrmachtu i wysłany do Francji. Jak opowiadał - próbował zdezerterować, ale został schwytany przez oddział SS. Wysłano go następnie do Włoch. W 1947 roku a Jan Rohde postanowił wrócić do Gdańska. Miał jednak problem ze zdobyciem obywatelstwa polskiego, a tym samym pracy. Przez rok pracowałem w fabryce, potem zostałem dozorcą na cmentarzu św. Franciszka, w 1950 roku opiekunem tej nekropolii.
Jan Rohde został zamordowany przez mężczyznę, z którym leżał w jednej sali szpitala na gdańskiej Zaspie 10 stycznia 2020 roku.