PORTAL MIASTA GDAŃSKA

‘Tu, u brzegów chłodniejszego morza’

‘Tu, u brzegów chłodniejszego morza’
W 1898 roku Rainer Maria Rilke przybył do Gdańska i Sopotu, by spotkać się z Lou Andreas-Salomé.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Fot. Atelier Elvira / Public domain/commons.wikimedia.org i www.zeno.org/Literatur/M/Rilke
Lou Andreas-Salomé i Rainer Maria Rilke
Fot. Atelier Elvira / Public domain/commons.wikimedia.org i www.zeno.org/Literatur/M/Rilke

Na ulice naszego miasta powracają ślady po jego dawnych mieszkańcach, coraz częściej tablica pamiątkowa przypomina, że w mijanym domu urodził się, mieszkał lub pracował ktoś stawny. Nie trzeba chyba przekonywać, jak bardzo taka informacja wspomaga ludzką wyobraźnię.

Obok tych, którzy się tu urodzili i mieszkali – Fahrenheita, Heweliusza, Schopenhauera, miał Gdańsk również niebywałe szczęście do znamienitych gości, ot, choćby Martina Opitza. Bogatym świadectwem pobytu w Gdańsku wielu turystów, jest doskonała książka Ireny Fabiani-Madeyskiej „Odwiedziny Gdańska w XIX wieku”. Wśród relacji są wspomnienia Deotymy, Kraszewskiego i Matejki. Mimo to, temat „sławni w Gdańsku” wciąż wydaje się mało spenetrowany i kryje sporo niespodzianek. Doczekała się omówienia w kilku artykułach wizyta w Gdańsku wielkiego podróżnika Aleksandra Humboldta, ale już o E.T.A Hoffmannie, autorze między innymi „Dziadka do orzechów”, i tym, że wizyta w Dworze Artusa zainspirowała go do napisania kilku opowiadań, wie raczej niewielu. Podobnie ma się rzecz z trzykrotnym pobytem w naszym mieście jednego z największych poetów XX wieku, Rainera Marii Rilkego, który tu właśnie, „u brzegów chłodniejszego morza”, spotykał się w tajemnicy ze swą ukochaną.

***

René Wilhelm Józef Maria Rilke urodził się tuż po północy, 4 grudnia 1875 roku w Pradze. Miał smutne dzieciństwo. Mieszkańcy pochodzenia niemieckiego, w tym także rodzice Reinera, z racji swojej narodowości, a także statusu społecznego – a byli to w większości bogaci kupcy lub szlachta, stanowili społeczność bardzo nielubianą. Aby uniknąć represji, zamknęli się dobrowolnie w jednej z praskich dzielnic. Mały René dorastał więc w niezdrowej, dusznej atmosferze nieufności i strachu, którą z perspektywy czasu nazywał „podwójnym gettem” i która zaszczepiła w jego sercu poczucie winy, brak pewności siebie oraz potrzebę akceptacji.

Nie odnalazł oparcia w rodzinie. Ojciec, dumny arystokrata, były żołnierz i oschły formalista, nie potrafił okazać cieplejszych uczuć rozczarowanej żonie i dziecku. Matka, niepoprawna romantyczka uwięziona w nieudanym małżeństwie, z lubością celebrowała i eksponowała swój smutek. Chodziła zawsze w żałobie, symulowała coraz to nowe choroby, pisała tkliwe wiersze. „Żądała od życia czegoś nieokreślonego. Myślę, że chciała uchodzić za osobę zawsze młodą, cierpiącą i nieszczęśliwą. No i rzeczywiście była nieszczęśliwa. Wszyscy byliśmy” – pisał po latach syn, którego w dzieciństwie przebierała w dziewczęce sukienki, traktowała jak zabawkę i w którym budziła grozę religijnym fanatyzmem. Mimo to, była jedyną osobą w rodzinie dumną z dokonań syna i akceptującą jego nieustabilizowany tryb życia, tak nieodmiennie łączący się z zawodem artysty. Ojciec nigdy nie wybaczył mu przerwania nauki w szkole wojskowej. Na pytanie, kim jest jego syn, odpowiadał ze wstydem przemieszanym z pogardą: „Tylko poetą”.

René wyjechał z Pragi nim skończył dwadzieścia jeden lat, zamykając tym samym czas „ciemnego dzieciństwa” i rozpoczynając okres poszukiwań. Dużo podróżował. 12 maja 1897 roku, na wieczornej herbatce u przyjaciela, został przedstawiony „dwóm ślicznym paniom”. Jedna z nich miała całkowicie odmienić jego życie. Była to bardzo inteligentna, posiadająca zdumiewającą wiedzę, nowoczesne poglądy oraz nieprzeciętną urodę Lou Andreas-Salomé. Wówczas szczyciła się sławą wielkiej pisarki, dziś znana jest tylko dzięki wpływowi, jaki wywierała na największych swojej epoki, a miała niewiarygodne szczęście poznać prawie wszystkich i dla wielu stanowić natchnienie. O tym, jak niezwykłą musiała być osobą, świadczy fakt, że o jej rękę z dużą wytrwałością starał się także sam Nietsche – zaprzysiężony wróg płci pięknej. Książkę „Tako rzecze Zaratustra” pisał, rozpamiętując definitywną odmowę pięknej Lou.

W chwili, gdy poznała Rilkego, Lou była trzydziestosześcioletnią mężatką. Poddańcza miłość, jaką składał u jej stóp smutny, wrażliwy, zamknięty w sobie dwudziestodwuletni poeta o skupionym spojrzeniu, zaczęła ją fascynować, podobnie jak jego wiersze, myśli i słowa. Miała świadomość, że to człowiek o wielkich zdolnościach, jednocześnie bardzo młody i życiowo niedoświadczony. Jej okrucieństwo mogło go w tym czasie zniszczyć, zaś jej miłość wzbogacić i artystycznie rozwinąć. Lou odwzajemniła jego uczucie. Stała się dla niego matką, u której mógł się wypłakać i która nadała mu nowe imię: Rainer, przyjaciółką, której mógł zwierzyć się z najskrytszych myśli, nauczycielką, która poprowadziła go przez świat literatury, filozofii i sztuki oraz kochanką, którą adorował i której poświęcał kolejne strofy. W zamian poeta ofiarował jej miłość taką, o jakiej istnieniu nie miała pojęcia.

Po szczęśliwych miesiącach spędzonych na wsi w pobliżu Berlina, kochankowie musieli rozstać się po raz pierwszy. Rainer ciężko zniósł tę sytuację. Lou, silniejsza, bardziej doświadczona, a może nie odwzajemniająca aż w takim stopniu jego żarliwych, egzaltowanych i zaborczych uczuć, łatwiej akceptowała wyroki losu. Rainer, aby zagłuszyć tęsknotę, dużo podróżował, pisał pełne smutku listy do Lou, a we Włoszech rozpoczął dedykowany jej „Dziennik florencki”. Z końcem maja 1898 roku otrzymał wiadomość od ukochanej, planującej w czerwcu odwiedziny przyjaciółki, Johanny Niemann, która – według słów poety – mieszkała wówczas we Wrzeszczu pod bliżej nieznanym adresem. Tymczasem, według książki adresowej z końca wieku, niejaka Johanna Niemann, nauczycielka, mieszkała w Gdańsku przy ulicy Brotbankengasse 23 (Chlebnicka). Z całą pewnością chodzi o jedną i tę samą osobę. Johanna była w Gdańsku nauczycielką, ale również z powodzeniem zajmowała się działalnością literacką. Wydala kilka książek w Dreźnie (zbiór nowel pt. „O Freiheit!” oraz „Die Geschichte einer Trennung”), Lipsku (powieść „Die Seelen des Aristoteles”) i dwie pozycje w Gdańsku. Jedną z nich była powieść oparta na gdańskiej historii: „Die beiden Republiken” („Obie republiki”).

Rilke szybko zmienił plany, opuścił ciepłe południe Europy i przyjechał do Sopotu, gdzie zatrzymał się w obecnie nieistniejącym, a wówczas jednym z najnowocześniejszych hoteli – Werminghoff. Mieścił się on na skrzyżowaniu ulic Seestrasse (Bohaterów Monte Cassino) i Südstrasse (Grunwaldzka). Spotkał się z Lou i zamieścił ostatni wpis w „Dzienniku florenckim” (6 lipca 1898): „Tu, u brzegów chłodniejszego morza, kończę tę książkę, od której się tylekroć odżegnywałem, zbyt wiele bowiem legło smutków i żalów między wczoraj i dzisiaj: dni płaskie niczym wiejskie gościńce, wzdłuż których rosną biedne, łyse kasztany i myśli jak owe nie kończące się wioski przy drogach, ze swymi tępymi, cichymi szczytami chat i zadeszczonymi okienkami”.

Kochankowie odnaleźli w sobie na nowo miłość, która zaczynała już powoli przygasać. Choć pogoda była okropna, dużo spacerowali. Listy Rilkego do matki pełne są zachwytów nad okolicznym krajobrazem, „z jego szerokimi polami, wysokimi lipami i zacienionymi wioskami”. Szczególne wrażenie zrobił na nim „staroświecki czar Gdańska, którego nie można porównać z niczym wcześniej widzianym”. Wśród uliczek tego miasta, tak cicho i pokornie obserwujących upływ kolejnych stuleci, miał wizję człowieka jako pomostu między przeszłością a przyszłością, „którego ojcowie i przodkowie (...) są współczesnymi jego duszy, działają wciąż w nim, nie przed nim”. Rilke korzystał z odzyskanego spokoju, wiele pisał, między innymi „Wizje Chrystusa” oraz eseje o sztuce. 11 lipca, wieczorem, słowami: „Te kartki to uliczki, po których mają iść Twoje słowa” rozpoczął też nowy dziennik, tzw. „Pamiętnik Schmargendorfski”. 16 lipca, w czasie spaceru w Sopocie zanotował także poniższe strofy:

Ludzie, którzy milczą głęboko

Są jak chłopcy, co dziedziczą

Skrzypce po swoim przodku;

Ale nigdy nie budzą ich głosu,

Ich dłonie stały się bowiem zbyt ciężkie,

Od długiego błądzenia w ciemnościach.

Futerały skrzypiec są jak lasy,

W ich gałęziach budzą się szelesty,

A wnukowie czują wtedy, że za nimi leży morze...

Odpoczywając „w okolonej bukami altanie oliwskiego parku”, wieczorem 23 lipca wraz z Lou dopisał do wiersza zakończenie:

Czy czujesz, jak ciężko jest znaleźć drogę

Między jednym a drugim istnieniem?

Oto słońca były jako pieśni...

I góry stoją nagle w nie wsłuchane

A ty samotny stoisz ze swym lękiem.

Fot. Franciszek Mamuszka
Stara altana w oliwskim parku
Fot. Franciszek Mamuszka

Bardzo szczęśliwi pozostali w mieście do końca miesiąca, po czym razem wyjechali do Schmargendorfu pod Berlinem, by w wiejskim zaciszu planować wymarzoną wyprawę do Rosji. Odbyła się ona w kwietniu następnego roku i była dla obojga wielką intelektualną przygodą. 18 czerwca 1899, wracając z Moskwy, po spotkaniu z Tołstojem, zatrzymali się ponownie w Gdańsku. Parę dni gościła ich Johanna Niemann, potem Lou ponownie zmuszona była opuścić Rilkego, który po jej wyjeździć przeprowadził się do Oliwy.

Tu, nie bacząc na zimną i deszczową pogodę, pozostał do końca miesiąca. Podczas leśnych spacerów rozpamiętywał rozstanie z ukochaną i być może zaczynał rozumieć, że miłość dwóch indywidualistów, różniących się zarówno wiekiem, pozycją społeczną jak i charakterami, ma niewielkie szanse na przetrwanie. W Gdańsku Rilke pojawił się jeszcze raz, lecz tylko przejazdem po drugiej podróży do Rosji.

Po dwóch latach nastąpiło rozstanie. Rainer przeżył je niezwykle boleśnie. Głębokie przywiązanie i wzajemny podziw sprawiły jednak, że duchowa więź łącząca tę niezwykłą parę zwyciężyła próbę czasu. Pierwszy, po prawie dwuletnim milczeniu, list od Rilkego, przekazany Lou za pośrednictwem znajomej gdańszczanki, stał się początkiem bogatej korespondencji, która trwała aż do śmierci Rainera. Dziś stanowi ona świadectwo sukcesów i niepowodzeń poety, jest zbiorem jego rozważań, nadziei, zwątpień, twórczych niepokojów i podziękowań. W każdej chwili swego życia Rainer potrzebował mądrości, spokoju, cierpliwości, wsparcia i zrozumienia Lou. Zwierzał się jej ze wszystkiego. Każda decyzja potrzebowała jej aprobaty. Dla niej przezwyciężał swoje lęki i wątpliwości. Dla niej pisał.

Niełatwy był ten, trwający ponad trzydzieści lat, związek, przechodzący z czasem kolejne metamorfozy. Jedno jest pewne: nie mogli żyć bez siebie. Świadczą o tym ich gorące słowa: „Nie szukały się w nas dwie połowy, zaskoczona jedność rozpoznawała siebie ze zdumieniem w drugiej, nieobjętej jedności” – pisała Lou. „Tyś nie jest dla mnie jedynym celem, Tyś jest tysiącem celów. Jesteś wszystkim i we wszystkim Cię odnajduję; i ja jestem wszystkim i wszystko Ci przynoszę w darze, idąc Ci zawsze naprzeciw” (Gdańsk, 6 lipca 1898).

 

Natalia i Waldemar Borzestowscy

Wszystkie cytaty w przekładzie Natalii Borzestowskiej

 

Pierwodruk: „30 Dni” 7-8/2001