PORTAL MIASTA GDAŃSKA

Powrót na gdańskie uliczki

Powrót na gdańskie uliczki
Na Starym Przedmieściu, wśród malowniczych, choć skromnych kamieniczek, których nie znajdziemy dziś przy Poggenpfuhl (Żabi Kruk) umieścił swe atelier gdański i berliński fotograf Carl Damme.
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl
Odbitka warszawska tego widoku wyszła z pracowni Beyera, ale nie jest sygnowana
Odbitka warszawska tego widoku wyszła z pracowni Beyera, ale nie jest sygnowana
Fot. Zbiory BG PAN

Zawdzięczamy mu dwa dagerotypy, portrety nieznanej pary (może mał­żeństwa), szczęśliwie zachowane w byd­goskim muzeum. Na malowniczym tle za portretem mężczyzny, wśród fantazyjnego pejzażu nadrzecznego miasta, znajdziemy wieże gdańskich kościołów. Mam nadzieję, że opuszczający miasto gdańszczanie oca­lili jeszcze kilka takich pamiątek.

Dammemu zawdzięczamy też jedno z najstarszych zdjęć serca miasta – Długie­go  Targu z Dworem Artusa. Kluczem do ikonografii tego miejsca jest dokładnie datowane zdjęcie Alberta Gottheila, z którego patrzą na nas setki gdańskich dżentelme­nów – maklerów i klientów giełdy.

Ale i na Długim Targu, i w innych miejscach uwiecznionych przez pionie­rów gdańskiej fotografii, jest dziś zbyt wiele powszechnej teraźniejszości, by od­naleźć klimat zapatrzonego we wspaniałą przeszłość Gdańska. Istnieje jednak takie miejsce, które nic nie straciło z uroku przedstawionego na zdjęciu, którego odbitka warszawska wyszła z pracowni Karola Beyera, a gdańska uważana jest za dzieło Edwarda Flottwella – znakomitego portrecisty z ulicy Reitbahn (Bogusławskiego).

A może Beyer i Flottwell mieli oka­zję, by się poznać i zaprzyjaźnić, razem wykonali kilka zdjęć i podzielili się zdublowanymi negatywami, a niespotykana później rzetelność nie pozwoliła żadnemu z nich wycisnąć swej pieczątki na ujęciu, które było zasługą drugiego. Może ra­zem sporządzili panoramę z Bastionu św. Elżbiety (fragment sygnował Beyer)? Czy Beyer asystował przy najstarszych sygno­wanych przez Flottwella zdjęciach teatru (na Targu Węglowym) i Długiej (ze Złotej Bramy)? Czy Flottwell wspinał się też na spichrze, by pomóc Beyerowi przy zdję­ciach Domu Przyrodników (dwa ujęcia, jedno sygnowane przez Beyera)? Czy już wówczas powstały flottwellowskie ujęcia Ratusza i Długiej od strony Długiego Targu?

Być może odnaleźli razem wiele ma­lowniczych miejsc, lecz by odnaleźć to jedno, o którym tu mowa, potrzebna jest niewielka wspinaczka – spod Bramy Ma­riackiej, ścisłej mówiąc Frauenthor, na wieżyczkę Domu Przyrodników, czy też raczej – jak to określił Beyer – „Towarzystwa Badaczów Natury”, dziś Muzeum Arche­ologicznego. Można przyjąć, że z każdym stopniem cofamy się o rok, bowiem chło­piec, który wpinał się po mnie zapewniał, że jest ich sto czterdzieści. Ci z Pań­stwa, którzy dadzą się namówić, ocenią czy miałem rację: odnajdując kadr Beyera i Flottwella można wrócić do dawnego Gdańska? A warto spróbować, bo schody na wieżyczkę Domu Przyrodników są wy­godne, liczba stopni na odpowiedzialność wspomnianego chłopca. On i jego urodzo­ny w Gdańsku ojciec byli pierwszymi po piętnastu minutach od mojego wejścia – nie należy obawiać się tłoku. Wstęp kosz­tuje złotówkę, więc raczej na wizytę tam nie wydamy ostatniego grosza.

Ani odbitka warszawska podpisana „Widok z wieży Frauenthor”, która na pewno wyszła z pracowni Beyera, ani gdańska, nie są sygnowane. Dlaczego? Czy Dom Brac­twa Żeglarzy, kamienica, w której przyszła na świat Joanna Schopenhauer i kaplica gminy anglikańskiej tylko przypadkiem znalazły się w kadrze? Co stało się z innymi ujęciami, czy kiedyś je odnajdziemy – prze­cież trudno przypuszczać, że fotografowie poprzestali tylko na jednym z widoków z tego miejsca.


Lipa przed Domem Angielskim na Chlebnickiej dziś jest ta sama, co na dawnych zdjęciach; około 1905
 
Lipa przed Domem Angielskim na Chlebnickiej dziś jest ta sama, co na dawnych zdjęciach; około 1905
Fot. Zbiory BG PAN

Później na wieżyczce umieszczono ob­serwatorium astronomiczne i może wła­śnie dlatego gdański „poeta obiektywu” Adalbert Ballerstaedt odkrył dla fotografii inny niedaleki punkt – wieżyczkę Domu Angielskiego. Odnajdowane w odległych miastach, nieznane w Gdańsku, widoki tego autora sprawiły mi najwięcej radości. Chociaż trudno namawiać do ponownej wspinaczki, warto – zapamiętawszy kierunek – po wyjściu od przyrodników (dziś archeologów) przejść ledwie kilkadziesiąt metrów i stanąć przed szerokim przedprożem na Chlebnickiej (Brotbänkengasse). Mimo, że pamiętam lata, w których Domu Angielskiego praktycznie nie było, zakątek ten posiada nieodparty urok oryginału. Może właśnie tam warto rzucić na wiatr słowo „dziękuję” tym, którzy fotografowa­li, i tym, którzy odbudowywali. A później spojrzeć na rosnącą przy przedprożu li­pę. To ciągle to samo drzewo ze zdjęć sprzed dziewięćdziesięciu, stu i więcej lat, potrzaskane i nadpalone w roku 1945.

 

Konrad Nawrocki

 

Pierwodruk: Kwartalnik „Był sobie Gdańsk” 2/1997