• Start
  • Wiadomości
  • Współtworzył gimnazja, działa w NSZZ Solidarność. I jest zdecydowanym przeciwnikiem reformy edukacji PiS

Współtworzył gimnazja, działa w NSZZ Solidarność. I jest zdecydowanym przeciwnikiem reformy edukacji PiS

W 1999, jako wiceminister edukacji w rządzie AWS Jerzego Buzka, nadzorował powstanie gimnazjów. Dziś, Wojciech Książek, jako działacz gdańskiego regionu NSZZ Solidarność, ostrzega, że PiS-owska decyzja o likwidacji gimnazjów może mieć opłakane skutki dla polskich dzieci i młodzieży, zwłaszcza na prowincji.
11.01.2017
Więcej artykułów poświęconych Gdańskowi znajdziesz na stronie głównej gdansk.pl

Wojciech Książek, współtwórca gimnazjów w wolnej Polsce, w swoim gabinecie na tle flagi Solidarności pracowników oświaty

Sebastian Łupak: Co Pan ma do powiedzenia nauczycielom gimnazjalnym?

Wojciech Książek, przedwodniczący sekcji oświaty NSZZ Solidarność w Gdańsku: Dziękuję im za tych 17 lat pracy. Decyzje PiS są takie a nie inne, więc jeśli nie można tego ciągnąć dalej, to ogromne podziękowania dla nauczycieli za ten czas. Obiecuję też, że zrobimy jako gdańska Solidarność, wszystko, żeby proces przekształceń jak najmniej ich dotknął.

I co Pan oraz minister edukacji Mirosław Handke, wymyśliście najlepszego 17 lat temu?! Jeśli wierzyć propagandzie PiS, wymyśliliście siedliska patologii, które szybko trzeba zlikwidować, a biedne, zagubione dzieci przesunąć z powrotem do podstawówek...

- Nie mam poczucia, że zrobiłem coś złego. W latach 1997-2001 byłem wiceministrem edukacji. W 1999 roku przywróciliśmy trójstopniowy ustrój szkolny, czyli: sześcioletnia szkoła podstawowa, trzyletnie gimnazjum i trzyletnie liceum. W sumie dziewięć lat nauki. Dla mnie, który mieszkał na terenach wiejskich, najpierw w Świecinie w gminie Krokowa, a teraz w Żarnowcu (gmina Krokowa, powiat pucki), ważne było wtedy podniesienie stopnia wykształcenia młodzieży wiejskiej. W 1997 roku w mieście było trzy razy więcej osób z maturami i pięć razy więcej osób z wyższym wykształceniem niż na wsi. Uznaliśmy, że trzeba zbudować silne gimnazjum w każdej gminie wiejskiej: daliśmy pieniądze na dowóz, pracownie internetowe, pracownie językowe. Chcieliśmy zlikwidować podział na Polskę A i B, Polskę miejską i wiejską. Zmagaliśmy się wtedy w kraju z ogromnym bezrobociem, bo 40 procent absolwentów szkół ponadpodstawowych nie miało zatrudnienia! Poza tym to był wierzchołek spirali demograficznej, było wtedy w systemie szkolnym 40 procent więcej dzieci niż obecnie! Staraliśmy się młodzież gimnazjalną uczyć szeroko: języki obce, informatyka, podstawy przedsiębiorczości plus doradztwo zawodowe. Moim zdaniem dzięki tej reformie ominęły wtedy Polskę duże niepokoje społeczne. Suchą nogą przeszliśmy przez ogromne problemy, również dzięki temu, że wzrosło wykształcenie na wsi, wśród ludzi mieszkających “daleko od szosy”.

Dodajmy do tego ówczesne problemy wychowawcze uczniów siódmych i ósmych klas szkół podstawowych: przemoc rówieśnicza, narkotyki. W Warszawie w 1996 roku było 1600 interwencji policji w szkołach podstawowych! Więc oddzielnie małych dzieci od młodzieży w wieku 14-16 lat było dla nas wtedy bardzo ważne. Zresztą teraz - po likwidacji gimnazjów - ten problem znów może powrócić.

Wracaliśmy wtedy, po latach, do polskiej tradycji edukacyjnej, do trzech stopni szkolnictwa, który to system został zmieniony w 1952 roku…

...czyli w czasach stalinowskich…

- W 1952 roku wprowadzono ustrój dwustopniowy: siedmioklasową szkołę podstawową i wąskoprofilowe szkoły przy zakładach pracy, a w 1965 roku dołożono ósmą klasę do podstawówki. A my w 1999 roku wracaliśmy do polskiej tradycji międzywojennej Janusza Jędrzejewicza z 1932 roku!

A teraz znów cofamy się do tradycji komunistycznej z lat 1952-65. Po co?

- Takie są wyroki demokratyczne i trzeba je uszanować. Prawo i Sprawiedliwość miało zmiany edukacyjne w programie, a ja szanuję partie, które wypełniają swoje obietnice wyborcze. Trudno się dziwić politykom, skoro jesienią 2015 roku badania pokazywały, że jest w społeczeństwie spore poparcie dla zmiany ustroju szkolnego. Dla szeregu rodziców i dziadków to, że ich dzieci będą tyle lat w jednej szkole, będzie przyjazne, bo przywiązanie do bliskiej rodzinie szkoły podstawowej jest w części społeczeństwa polskiego duże.

I tak będzie dla tych dzieci, i tej młodzieży lepiej?

- Dla dużej części uczniów w siódmej i ósmej klasie będzie niestety brakowało impulsów do rozwoju. Przy tak intensywnym rozwoju dzieci siedzenie w jednej grupie do 15 roku życia może być ogromnym utrudnieniem. Szkoła nie ma być tylko przyjazna, bo rzeczywistość to też trudne wyzwania. Jak pisał Mickiewicz: “cięższą podajcie mi zbroję!” Nie może być tylko “wsi spokojna, wsi wesoła”. Wyzwania świata są coraz większe, a proces dojrzewania przyspieszył. Jeszcze niejeden zatęskni za gimnazjami…

Jednak gimnazja miały złą opinię wśród wielu ludzi!

- Co pokazują media?! Że uczeń gimnazjum założył nauczycielowi wiadro na głowę. Nikt nie pokaże tysięcy ciężko pracujących nauczycieli. Z sukcesami! Na początku rzeczywiście były problemy, ale nauczyciele gimnazjów wykonali morderczą pracę, żeby nauczyć się postępować z młodzieżą w trudnej fazie ich rozwoju. Niedawno byłem w Kościerzynie i pewien nauczyciel powiedział mi: “gimnazjum to być może czas najwspanialszej pracy z młodzieżą”. W gimnazjach jest pozytywna energia i dobry nauczyciel, taki z charyzmą, może zdziałać cuda!

Pan musi być rozdarty: z jednej strony jest Pan za pozostawieniem gimnazjów, które sam Pan wprowadzał do systemu. Z drugiej jest Pan członkiem NSZZ Solidarność, który to związek idzie z rządem PiS ręka w rękę. Przecież Pańska Solidarność popiera PiS-owską reformę edukacji!

- Solidarność w Gdańsku zawsze będzie rządzącym patrzeć na ręce, kimkolwiek by nie byli. Zawsze będziemy mówili “sprawdzam”. Przypomnę, że to my, czyli sekcja gdańska Solidarności - co było ewenementem w kraju - już 5 lipca 2016 r., tuż po wystąpieniu minister Anny Zalewskiej w czerwcu w Toruniu, powiedzieliśmy, że coś jest nie tak, że należy się głęboko zastanowić. Apelowaliśmy: odłożmy te zmiany co najmniej o rok. Pisaliśmy: zacznijmy reformę, tylko od pierwszej klasy podstawówki, żeby młodzież, która już jest w obecnym systemie, ukończyła szkołę na dotychczasowych zasadach. Apelowaliśmy, żeby zachować prawa nabyte tych dzieci, żeby dziecko nie bylo ulęgałką, którą sie przesuwa. Niestety niewiele z naszych apeli zrealizowano.

A konkretnie żadnego! Reforma edukacji pruje do przodu w ekspresowym tempie...

- Za szybko! Ten niedoczas jest dramatyczny! Teraz musimy mocno zakasać rękawy: musimy bronić pracy nauczycieli i mienia szkolnego, bo nagle, zwłaszcza w gminach, gdzie przez 17 lat stawiano na silne gimnazja, mogą być dramaty: dzieci się rozdzieli do szkół podstawowych i co wtedy z tym pięknym budynkiem gimnazjum?! A fizyk i chemik będą wozić w samochodzie laboratorium między szkołami podstawowymi w gminie?!

Złych aspektów tej reformy jest dużo więcej…

- Kumulacja roczników, dwuzmianowość w szkołach! Nie ma podręczników, ba, nie ma nawet odpowiednich rozporządzeń wykonawczych. Nie wiemy, ile godzin będzie przeznaczone na dany przedmiot w nowych szkołach. A to jest niezwykle ważne dla wydawców podręczników, bo grubość podręcznika zależy od tego, ile będzie cyklów lekcyjnych.

Nie zdążą do września....

- Czasu jest dramatycznie mało. A szkoła to nie jest tokarka, tylko żywy organizm! Potrzebny jest spokój, myślenie ponadkadecyjne. Lepiej się dwa razy zastanowić, zanim się coś zrobi. Uczeń i nauczyciel nie są przedmiotami! Mam duży żal do rządzących, że dyskusja na temat zmian była pozorowana.

Pani premier Beata Szydło mówi, że reforma jest świetnie przygotowana i nie dość, że nie będzie zwolnień kilkudziesięciu tysięcy nauczycielek, to będzie pięć tysięcy dodatkowych oddziałów szkolnych, więc etatów jeszcze przybędzie...

- Premier Szydło mówi też, że teraz to nauczyciele będą dopiero mieli szansę rozwoju. A co, nie mieli jej do tej pory?! Mniej propagandy! Politykę trzeba zostawić przed drzwiami szkoły!

Te wyliczenia MEN, że będzie teraz więcej etatów, są czysto matematyczne. Takie średnie nie sprawdzają się w konkretnych sytuacjach. Niektórzy nauczyciele już wiedzą, że nie znajdą zatrudnienia. Te uogólnienia minister Anny Zalewskiej są na dole odbierane źle. Przestrzegałbym przed optymizmem wynikającym z kalkulacji MEN, bo nijak ma się to do lęków konkretnych nauczycieli w konkretnych szkołach. Jak ludzie słyszą słowo “reforma” to dostają drgawek! Byłem niedawno w Lęborku na spotkaniu i nauczycielka z 15-letnim stażem powiedziała mi: “tyle zainwestowałam w siebie, w swój rozwój, studia podyplomowe, i gdzie ja teraz znajdę pracę?” To jest dramat konkretnej osoby! To trzeba widzieć! Solidarność powstała po to, żeby takim właśnie osobom pomagać. My staramy się, w regionie gdańskim, nazywać rzeczy po imieniu i tu wcale hurraoptymizmu do tej zmiany nie ma!

Skąd Pan to wie?

- Przeprowadziliśmy, jako gdańska Solidarność, w listopadzie 2016 roku, badania ankietowe na 2,5 tysiącu pracowników oświaty w województwie pomorskim. Przeciwko reformie PiS było blisko 60 procent ankietowanych. Za - 34 procent. Oczywiście nauczyciele liceów są zadowoleni, że będą mieli więcej czasu na realizację programów i więcej pracy. Najgorzej mają nauczyciele samodzielnych gimnazjów, nie połączonych z podstawówką czy liceum - tam lęki są bardzo duże. Z kolei na pytanie “Czy przekonują cię argumenty MEN za reformą” - aż 66 procent odpowiedziało "nie".

Pytaliśmy też o nastroje protestacyjne...

Badaliście, czy nauczyciele będą chcieli strajkować?

- I tylko 30 procent było za protestami, i to raczej za oflagowaniem szkół, niż strajkiem. Nauczyciel to jest jednak powołanie i nam bardzo trudno powiedzieć uczniom “ja teraz odchodzę od tablicy”, bo nie po to wybraliśmy ten zawód...

A jednak ZNP zapowiada strajk. Jest poczucie, że tylko ZNP reprezentuje nauczycielki, że Solidarność spasowała. Trochę wstyd…

- Zanim wybierze się konfrontację, trzeba wiedzieć, czy ma się armię czy lepiej jednak iść na układy. Ja w tym roku w życzeniach świąteczno-noworocznych, w imieniu sekcji gdańskiej Solidarności, napisałem, że czujemy lęki nauczycieli, ich obawy. Postaramy się opracować działania osłonowe. My naprawdę stawialiśmy MEN pytania, pisaliśmy nasze postulaty. Można było rozważyć wiele innych wariantów reformy: na przykład wprowadzamy czteroletnie liceum, zamiast trzyletniego, zostawiamy trzyletnie gimnazjum, a szkoła podstawowa to obowiązkowa zerówka plus pięć klas. Można było dać wariant 4-4-4. Niestety, odpowiedź rządu i prezydenta Andrzeja Dudy jest taka, a nie inna.

Jaka czeka nas przyszłość za kilka lat?

- PiS-owi chyba się marzy powrót do inteligencji starego typu, takiej, która zasiliła Powstanie Warszawskie. Oto jest elitarne liceum: dobra nauka kanonu literackiego, podstaw humanistycznych, historii, religii. A obok jest ścieżka szkół branżowych, zawodówek. W tym systemie miasto sobie poradzi, ale problem będzie miała polska prowincja. Boję się segregacji na młodzież z miasta i tę “daleko do szosy”, która będzie miała zawężoną ścieżkę edukacyjną. Gdy my zaczynaliśmy reformy w latach 90., to w niektórych szkołach na Kaszubach ten situs, czyli po kaszubsku toaleta, był często na dworze. A teraz mamy na Pomorzu perły: szkoły z tablicami interaktywnymi, z nowoczesnymi laboratoriami, z miejscem na kulturę po lekcjach. Musimy mieć wszyscy - w mieście i na wsi - dobre podstawy kształcenia ogólnego. Młodzież z terenów wiejskich też musi dostać swoją szansę!

TV

Dolne Miasto rozświetla już dzielnicowa choinka