Mołoniowa śpiewa Butterfly
Urodziła się 27 stycznia 1917 roku w Drohobyczu, a od 1949 roku związana była z Operą Bałtycką (wtedy Studiem Operowym przy Filharmonii Bałtyckiej). Lata 50. i 60. XX wieku były okresem jej świetności - to wtedy sopran Heleny Mołoń usłyszeć można było w kilkudziesięciu znaczących rolach operowych. Na scenie Opery Bałtyckiej zaśpiewała tytułowe role w najsłynniejszych operach, m.in. w „Madame Butterfly” i „Turandot” Pucciniego, „Halce” Moniuszki i „Aidzie” Verdiego, śpiewała też w „Don Carlosie” Verdiego (partie królowej Elżbiety), „Księciu Igorze” Borodina, „Konradzie Wallenrodzie” Żeleńskiego i wielu innych.
Dziś najwięcej o jej niezapomnianych rolach może powiedzieć profesor śpiewu w Akademii Muzycznej w Gdańsku, Piotr Kusiewicz, który pracował z nią jako jej akompaniator. Jak mówi, do tej roli wdrażany był od dziecka. - Miałem ojca śpiewaka operowego, który był partnerem scenicznym pani Heleny (mowa o Janie Kusiewiczu, jednym z najwybitniejszych polskich śpiewaków operowych - red.). Mam na swoim koncie dziesiątki koncertów, podczas których oboje śpiewali. Przechowuję to w swoim sercu, jako żywą pamiątkę. Cieszę się, że pozostały choć szczątki nagrań, które dokumentują niezwykły głos pani Heleny.
Jak mówi, role, w których można było usłyszeć śpiewaczkę, dają świadectwo na to, że była osobą obdarzoną głosem wyjątkowym. - Takie głosy dziś nieczęsto się zdarzają. To był sopran, można powiedzieć na pograniczu liryczno-dramatycznym. Publiczność specjalnie chodziła na te przedstawienia. Kiedyś było tak, że soliści w danej operze byli na stałe, a ci, którzy byli naprawdę wyjątkowi, mieli swoją publiczność. Mówiło się wtedy „dzisiaj idę na Mołoniową, bo śpiewa Butterfly” - wspomina profesor Kusiewicz. - Publiczność nagradzała ją rzęsistymi oklaskami. Po ariach i po duetach ludzie czekali na moment, kiedy usłyszą swoją ulubioną śpiewaczkę.
Helena Mołoń śpiewała również muzykę oratoryjną - wśród najważniejszych dzieł tego gatunku było „Requiem” Verdiego, jak mówi profesor Kusiewicz - oratorium o wymiarze operowym. Dziś wspomina niezapomniane wykonanie tego utworu przez sopranistkę. - Po koncercie w Filharmonii Krakowskiej nazwano Helenę Mołoń polską Marią Callas. Pewien krytyk dopatrzył się tego brzmienia i takiej niesamowitej ekspresji, którą była obdarzona Callas. W swoim czasie głośno się o tym mówiło, że mamy w Gdańsku Marię Callas.
Stulatka z charakterem
Od sześciu lat pani Helena Mołoń jest mieszkanką Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Polanki w Gdańsku. To tutaj, 26 stycznia 2017 roku odbyła się uroczystość, podczas której mieszkańcy, personel i zaproszeni goście, wśród których byli prezydent Gdańska Paweł Adamowicz i dyrektor Opery Bałtyckiej Warcisław Kunc wspólnie świętowali wyjątkowy jubileusz sopranistki.
Profesor Piotr Kusiewicz przygotował prezentację, która przypomniała najważniejsze role operowe śpiewaczki, a Warcisław Kunc zagrał na fortepianie melodię „Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam!”, do której słowa publiczność zmieniła na „wiele lat…”.
- Jestem bardzo zadowolona - mówiła roześmiana jubilatka.
Jak podkreślają ci, którzy ją znają, była pogodna i uśmiechnięta nie tylko podczas uroczystości. Dyrektor ośrodka Danuta Podogrodzka-Oleńko mówi, że to główne cechy pani Heleny. I dodaje: - Widać, że była bardzo dobrym człowiekiem.
Ma też temperament.
- Jest zdecydowaną, asertywną osobą, która wie, czego chce. Wydaje nam polecenia, a my musimy ulegać - śmieje się Podogrodzka-Oleńko. - Ale od dzisiejszego dnia wszystko jej wolno. Przeżyła cały wiek, więc od dzisiaj wszystko jest dla niej.
Wszystko, z jednym zastrzeżeniem.
- Bardzo lubi słodycze, które niestety musimy jej ograniczać ze względu na stan zdrowia - zdradza pani dyrektor.
Na szczęście są też inne rzeczy, które sprawiają pani Helenie przyjemność. Jak na przykład kwiaty, których naręcza dostała z okazji setnych urodzin.
- Dużo radości sprawia jej też przytulanie i głaskanie, takie potrzeby, jakie ma każdy człowiek. Jest bardzo fajną, radosną osobą, która potrafi powiedzieć „dziękuję”, ale potrafi też… wyrzucić z pokoju. Raz w miesiącu przyjeżdża do nas Akademia Muzyczna w Gdańsku i daje koncerty. Pani Helena w nich uczestniczy jako widz, jeżeli ma na to ochotę i… pozwoli się zabrać na koncert.
Trzy gracje z domu przy ulicy Polanki
Pani Helena nie jest jedyną stulatką w oliwskim Domu Pomocy Społecznej. Sopranistka 27 stycznia 2017 roku oficjalnie dołączyła do kobiecego duetu, który świętował w poprzednim roku: pani Elwiry Bielewicz - emerytowanej pielęgniarki i pani Stanisławy Opalińskiej, która pracowała w fabryce mebli.
Jak to się stało, że w jednym miejscu w Oliwie mieszkają dziś aż trzy stulatki?
- Nie mam pojęcia, co trzeba zrobić, żeby dożyć takiego wieku - przyznaje Danuta Podogrodzka-Oleńko. - Opiekujemy się naszymi mieszkańcami najlepiej jak możemy. Kiedy zapytałam naszych stulatek, jaką mają receptę na długowieczność, odpowiedziały: dobrze się odżywiać i używać życia. Co ciekawe, żadna z pań nie miała nigdy dzieci… Może to jest to coś?