W niedzielę w Gdańsku, w Bazylice Mariackiej, podczas uroczystości pogrzebowych Inki i Zagończyka, prezydent RP Andrzej Duda powiedział:
“Ważny to dzień. Czy smutny?... Bo przecież to pogrzeb. Nie, to nie jest smutny dzień. Jeżeli smucić się, to tylko z tego powodu, że aż 70 lat czekać trzeba było na ten pogrzeb i aż 27 lat po 1989 r. O ile do 1989 r. można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali Inkę i Zagończyka, to przecież po 1989 r. teoretycznie nie. To jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać na to, aby Polska mogła pochować swoich bohaterów?”
I dalej: “My przywracamy godność państwu polskiemu. To państwo polskie po 27 latach odzyskuje wreszcie godność poprzez ten pogrzeb. Również poprzez pogrzeb „Łupaszki” i wszystkich następnych żołnierzy niezłomnych, których uda nam się odnaleźć i godnie pochować”.
Postanowiliśmy zapytać, “jak to się stało, że trzeba było 27 lat czekać, aby Polska mogła pochować swoich bohaterów”? Po drugie, kim są owi “my”, o których mówi prezydent Duda w zdaniu “[My] Przywracamy godność państwu polskiemu, poprzez ten pogrzeb i pogrzeb wszystkich następnych żołnierzy, których udam nam się odnaleźć i godnie pochować”.
Kto więc tego dokonał: odnalazł i zidentyfikował zwłoki, a następnie przygotował pochówek? Politycy PiS? A może genetycy i antropolodzy z tej partii?
Waldemar Kowalski, główny specjalista w Muzeum II Wojny Światowej Gdańsku, był pełnomocnikiem terenowym IPN w Gdańsku ds. poszukiwania miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego na terenie byłego województwa gdańskiego. Brał aktywny udział w poszukiwaniu szczątków Inki i Zagończyka. Zapytałem go, dlaczego ich pogrzeb odbył się dopiero 27 lat po upadku komunizmu w 1989 roku?
- To nie jest coś, co odbywa się z dnia na dzień - tłumaczy Waldemar Kowalski. - Tu potrzebna jest wiedza, potrzebny jest zespół ludzi i odpowiednie warunki. Wieloma ofiarami komunizmu w latach 1945-56 interesowało się wiele osób i starało się wiele zrobić. Weźmy unieważnianie wyroków sądowych z czasów komunistycznych. Wyrok z 1946 roku na Ince został unieważniony już w 1991 roku, zaraz po transformacji 1989, a na Zagończyku w 1997 roku. Czyli już wtedy interesowano się ich losem. Mamy więcej takich przykładów unieważniania wyroków sądów komunistycznych. Ofiary nie były więc pozostawione same sobie! Wiadomo, że procesy sądowe nie toczą się z dnia na dzień. Muszą być zebrane materiały, dokumenty, muszą być przesłuchani świadkowie. To przykład, że odświeżanie pamięci o nich, przywracanie im godności i honoru, zaczęło się bardzo szybko. Wiadomo, że wiele dokumentów zostało jednak zniszczonych.
- Tak samo z poszukiwaniem grobów: jeśli chodzi o Inkę, to wciąż pojawiały się nowe informacje, typu: znalezienie kości pod murem więziennym w Gdańsku. Nieprawdziwe! Cały czas brakowało też instytucji, która zajęłaby się tym poszukiwaniem w sposób kompleksowy. Instytut Pamięci Narodowej powstał dosyć późno [w 1999 roku - red.] i też musiał się zorganizować, i też był pod naciskami politycznymi. Na początku naciskano, żeby zajmował się lustracją, żyjącymi, a nie umarłymi. Ale te badania miejsc pochówku też się już wtedy pojawiły, bo dr hab Krzysztof Szwagrzyk już w 2003 roku prowadził takie badania na terenie opolszczyzny, Śląska; szukał i identyfikował takie osoby.
Waldemar Kowalski podkreśla: - Przełomem był 10 listopada 2011 roku, kiedy podpisano list intencyjny. Podpisali go ówczesny Minister Sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski [Platforma Obywatelska - red.], Sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert oraz Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Łukasz Kamiński. Dopiero wtedy możliwe było stworzenie całego projektu pod nazwą "Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944–1956”. Trzeba było stworzyć ogólnopolską bazę danych genetycznych. Porównywanie danych, docieranie do próbek, to proces czasochłonny. Inkę identyfikowano rok, Zagończyka dwa lata! Ludzie tacy jak ja, dostali wtedy 8-9 miesięcy na przerobienie ogromnej sterty archiwów. Tu nie chodziło tylko o Inkę i Zagończyka, ale o odtworzenie całego obrazu: jaka była skala zbrodni komunistycznych, ile osób było ofiarami, wytypowanie miejsc, weryfikacja. Praca była potężna. Osób, które oddały serce i czas, było bardzo dużo.
Zapytaliśmy też Janusza Marszalca, wicedyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, a wcześniej pracownika Biura Edukacji Publicznej IPN, czy IPN zajmował się niezłomnymi wcześniej niż za trwających obecnie bądź poprzednich rządów PiS [2005-2007]?
Marszalec: - Badania naukowe zaczęły się dużo wcześniej. Kilkuletnia praca około 50 historyków w całym IPN została sfinalizowana wydaniem monumentalnego dzieła, jakim jest “Atlas polskiego podziemia niepodległościowego 1944-56” w 2007 roku. Było to dzieło rozpoczęte, gdy dyrektorem w Biurze Edukacji Publicznej IPN był profesor Paweł Machcewicz [obecnie dyrektor MIIWŚ - red.]. To był krok milowy dla poznania geografii i fenomenu podziemia antykomunistycznego w Polsce. Redaktorami tego atlasu byli Rafał Wnuk, Sławomir Poleszak, Agnieszka Jaczyńska i Magdalena Śladecka.
- Oprócz tego jest cała masa pozycji monograficznych, popularnonaukowych i wspomnieniowych, które były wydawane w IPN począwszy od jego istnienia. Przed 2000 rokiem ten temat był słabo eksplorowany przez historyków, bo nie były jeszcze otwarte archiwa UB. Dopiero stworzenie IPN spowodowało otworzenie się tych archiwów. Powstało wtedy kilkadziesiąt pozycji naukowych. Ten proces nie zaczął się więc bynajmniej w 2015 roku, tylko w 2001 roku. To były mozolne badania naukowe, poszukiwania, kwerendy archiwaliów. To trwa. To się jednym pstryknięciem nie dzieje, wszystko dojrzewa.
Dodajmy, że poszukiwania szczątków żołnierzy niezłomnych wspierał także poprzedni prezydent RP Bronisław Komorowski. Na stronie IPN cytowany jest jego list z 2012 roku do osób związanych z poszukiwaniami: "Było mi dane na Warszawskich Powązkach zobaczyć Państwa staranną pracę. Było mi dane dzielić uczucia, które jej towarzyszą. Nigdy nie zapomnę tego widoku: otwartej ziemi, która kryje tyle tragedii, a dzięki Państwu staje się dokumentem historii. Wzruszony i wdzięczny zapewniam, że darzę Państwa projekt najwyższym uznaniem i będę go usilnie wspierał”.
Więcej o projekcie “Poszukiwania nieznanych miejsc pochówku ofiar terroru komunistycznego 1944–1956” tutaj.
Czytaj także: Z czyich rąk, jak i dlaczego zginęli Inka i Zagończyk?