O akcji The Yellow Dog Project słychać w Gdańsku niewiele. Zarówno przechodnie, jak i psiarze, pytani, co sądzą o tej inicjatywie, nie wiedzą, co odpowiedzieć.
Nad Motławą nikt nic nie wie
Pomysł narodził się w 2012 roku, dziś zrzesza już ponad milion właścicieli psów na całym świecie. Organizatorzy zaczynali od trzech krajów: Stanów Zjednoczonych, Australii i Kanady. Później ruszyła lawina. W projekcie Yellow Dog uczestniczy dzisiaj 45 krajów z całego świata, w tym także Polska.
Celem jest przede wszystkim dobro psa. Psa, który może być stary i schorowany, po operacji, w czasie tresury czy po prostu agresywny. Żółta wstążka ma też ulżyć właścicielowi, który nie będzie musiał podczas spaceru powtarzać w kółko: Proszę nie głaskać mojego psa. Nie podchodź ze swoim psem. Proszę dać nam święty spokój.
W naszym kraju ten projekt wypada jednak marnie. W Gdańsku spotkanie psa z żółtą wstążką graniczy z cudem. Dlaczego więc akcja, która jest mądra i mogłaby okazać się pomocna w wielu niekomfortowych sytuacjach, jest nieznana?
– Wielka szkoda, że ta akcja nie zyskała jeszcze u nas rozgłosu – przyznaje Lidia Pastuszak, psi psycholog z Gdańska. – W relacji człowiek–pies jest zasadniczy problem: ludzie nie umieją odczytywać sygnałów, które daje zwierzę. Dzieci ufnie wyciągają łapki w kierunku obcych psów. Nawet dorośli głaszczą przypadkowe psy, często bez pytania o przyzwolenie. Bo są ładne, bo wyglądają przyjaźnie. Takie zachowania są niedopuszczalne. Psy, tak jak i ludzie, mają problemy emocjonalne. Mogą mieć depresję lub obniżkę nastroju. W takim stanie mogą reagować różnie, czasem agresywnie. Pomysł jest świetny, ale mam wątpliwości, czy żółta wstążka może być tak wyraźnym sygnałem, jakim jest na przykład kaganiec. Gdy widzimy metalowe druty na pysku psa, nie mamy przecież wątpliwości, co to oznacza – dodaje psia behawiorystka.
Bzdura czy dobry pomysł?
Żółta wstążka przywiązana psu do obroży czy smyczy może jawić się komuś jako bzdura czy ludzka fanaberia. Niektórzy pomyślą, że to ozdoba. Inni, nie zastanawiając się, czy cokolwiek to oznacza, i tak podejdą do psa, bo nie zrozumieją przekazu. Są rasy psów, które lgną do człowieka i innych czworonogów. Żeby komunikat był właściwie odebrany, ludzie muszą go rozumieć. Żeby zrozumieć, trzeba poznać. A więc powinniśmy o tym pisać, rozmawiać, nagłaśniać. Tego projektowi The Yellow Dog dzisiaj brakuje najbardziej. W Gdańsku na pewno.
Po kilku słowach wprowadzenia, zapytani o pomysł żółtej wstążki rozmówcy reagowali entuzjastycznie. Najbardziej interesujące były głosy psiarzy, bo to ich głównie cały pomysł dotyczy.
– The Yellow Dog Project to świetna inicjatywa, która potrzebuje nagłośnienia, ponieważ jej celem jest przede wszystkim budowanie świadomości, jak obchodzić się z cudzym psem – usłyszałam od Joanny, właścicielki suczki o imieniu Gucza. – Psy w trakcie szczepień, z problemami zdrowotnymi nie powinny mieć kontaktu z innymi pupilami. To samo dotyczy psów, które mogą po prostu bać się innych ludzi lub nie lubić dzieci. Psy, tak samo jak i ludzie, potrzebują przestrzeni, dlatego żółta wstążeczka może to świetnie zasygnalizować – dodaje mieszkanka Zaspy.
Podobnego zdania jest Monika, właścicielka kundelka, który wabi się Kojot, oraz wolontariuszka w gdańskim schronisku Promyk. – Uważam, że takie wstążki to bardzo dobry pomysł, o ile wszyscy psiarze i inni ludzie zaczęliby do niego się stosować – mówi Monika. – Wiele psów, szczególnie te małe, bywają agresywne. Żółta wstążka byłaby dobrym ostrzeżeniem.
Monika poszła dalej w swoich rozważaniach. I kto wie, jeśli żółta wstążka zda egzamin w Polsce, może i pomysł wolontariuszki ma szansę na przyjęcie: – Psy uwielbiające inne psy mogłyby mieć wstążkę koloru, na przykład, zielonego. Oznaczałaby, że pies lubi bawić się z innymi pieskami i jest łagodny wobec ludzi. Pomysł uważam za fajny, ale jeśli nie podchwycą go wszyscy, to będzie tak jak ze sprzątaniem po swoim psie... Dla jedynych to oczywista oczywistość, a dla innych ujma na honorze.
– Ja i tak trzymam psa zawsze na smyczy, bo to amstaff, rasa zaliczana do niebezpiecznych – tłumaczy Wojtek, właściciel psa o imieniu Lolo. – Ludzie różnie reagują, najczęściej się go boją, choć Lolo jest przyjaźnie nastawiony do człowieka. Zdarzało się jednak, że gryzł się z innymi psami. Nie wiem, czy przyczepiłbym mu żółtą kokardę. Chyba nie, bo wyglądałby głupio. Może zmienię zdanie, jeśli pomysł się przyjmie. Dotąd nie widziałem na spacerze psa z takim oznaczeniem – wyjaśnia mieszkaniec Żabianki.
Akcja The Yellow Dog przyjmie się w Gdańsku, gdy widok żółtej wstążki na stałe wpisze się w świadomość psiarzy i tych, którzy psów nie mają. Jeśli stanie się tak samo jednoznacznym komunikatem, jak kaganiec u psa czy biała laska, z którą spaceruje niewidomy, będzie bezpieczniej i wygodniej. Ludziom i psom.