Hani Hraish pokazuje ślady po kulach na szybie i macha ręką: – Już nie chodzi mi nawet o szyby, choć ich wymiana może kosztować nawet 12 tysięcy złotych – mówi. – Po prostu jest mi przykro, że są w Gdańsku młodzi ludzie, którzy wybierają nienawiść zamiast pokoju, niszczenie zamiast budowania. To nikomu nie służy, a wszystkim psuje krew.
Hraish jest właścicielem dwóch barów z kuchnią arabską i tatarską na Żabiance. Pierwszy, mniejszy, działa od lat przy ul. Gospody, drugi – większy, jaśniejszy – przy ul. Pomorskiej 92. Co prawda serwowane w nich dania pochodzą z Bliskiego Wschodu, ale nazwa obu jest polska: „Przystanek Zdrowie”. Oba popularne, chętnie odwiedzane przez gdańszczan. Ten drugi, przy Pomorskiej, otwarty tydzień temu, jeszcze pachnie świeżością. Podczas naszej rozmowy przy ladzie wciąż stoi kolejka kupujących placki i kebaby.
Niestety, nie spotykamy się, by rozmawiać o menu i zaletach kuchni arabskiej. Oba bary stały się w nocy z 30 listopada na 1 grudnia celami ataków: w jeden rzucano kamieniami, w szyby drugiego strzelano z pistoletu. Widać to na nagraniu z monitoringu. Co prawda przy jednym z barów wandale zerwali kamerę, ale dopiero po zajściu, co oznacza, że materiał dotarł do rejestratora. Akurat gdy jestem w barze, pracownik agencji ochrony przegrywa dane, by zawieźć je na policję.
Hraish to postać znana w Gdańsku. – Jestem stałą częścią tutejszego krajobrazu – śmieje się. Przez lata, poza tym, że prowadził bar z kuchnią arabską, był także imamem lokalnego meczetu. To stanowisko stracił niedawno (o kulisach konfliktu wokół meczetu w Oliwie napiszemy wkrótce). Rozpoznawalny, od lat wzywa do dialogu chrześcijan i muzułmanów.
Hrish przeżył już dramat, gdy w 2013 roku podpalono gdański meczet. Od tamtego czasu jednak nic złego się nie działo.
– Chwaliłem Gdańsk, bo nawet po zamach dżihadystów w Paryżu nikt tu nie próbował zwalać winy na wszystkich muzułmanów, nikt nie obarczał nas odpowiedzialnością, nikt nie próbował się mścić. Coś zdarzyło się w Białymstoku, coś w Poznaniu, u nas nic! Żadnych gróźb telefonicznych, żadnych nienawistnych maili. A teraz, niestety, to! – mówi Hraish, pokazując na poorane pociskami szyby.
Elegancki, w arabskim nakryciu głowy zwanym taqijjah, Hraish co rusz podczas naszej rozmowy odbiera telefon. Raz mówi „cześć”, innym razem „Salam malejkum”. Za każdym razem jednak opowiada tę samą historię: grupa młodych ludzi chciała zniszczyć jego bary tylko dlatego, że należą do muzułmanina.
Gdańska policja, jak zapewnia jej rzecznik Aleksandra Siewert, potraktowała zgłoszenie Hraisha poważnie: przeglądany jest monitoring z okolicznych kamer, przesłuchiwani świadkowie.
Hani Hraish mieszka w Polsce od 33 lat. Przyjechał do nas z Palestyny jako 18-latek. Ma pięcioro dzieci z polską Tatarką Heleną Szabanowicz.
Co sądzi o wandalach?
– Ci ludzie nie szanują wiary. Żadnej wiary – ubolewa. – Niestety, boję się, że niektórzy polscy politycy będą napędzać niechęć i nienawiść do muzułmanów, uchodźców, kolorowych. Ale nie dam się zastraszyć. Jestem dobrym obywatelem tego miasta. Mam nadzieję, że ci młodzi, którzy to zrobili, pójdą po rozum do głowy. Zawsze wzywałem i dalej wzywam do dialogu i otwartości.