Niepozamykane w altanach śmietnikowych kubły i nieogrodzone trawniki to wspaniała stołówka - zwłaszcza dla dzików, ale także dla lisów czy jeży.
Spotkanie, szczególnie z przedstawicielami pierwszego z wymienionych gatunków, może być dość stresujące - dlatego od lat prowadzone są w Gdańsku działania zapobiegające regularnym wizytom tego rodzaju. Dotychczas odpowiadali za nie wspólnie: Wydział Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku oraz Eko-Patrol Straży Miejskiej.
Począwszy od stycznia 2016 r. całość zadań w tym zakresie przejął WBiZK. Jeden z pracowników wydziału - umownie zwany “miejskim myśliwym”, etatowo zajmuje się wszystkimi aspektami obecności dzikich zwierząt w mieście.
Jeden myśliwy do wszystkiego
Miejski myśliwy po broń może sięgnąć jedynie w ostateczności (np. w sytuacjach wymagających skrócenia męki rannych zwierząt). Ma prawo dokonać również tzw. odstrzałów redukcyjnych, w sytuacji gdy populacja danej zwierzyny zacznie być niebezpieczna dla mieszkańców (chodzi głównie o ekspansję dzików). Do jego zadań należą m.im. spotkania z mieszkańcami - np. działkowcami i zarządami spółdzielni – podczas których tłumaczy jak właściwie ogrodzić uprawy, czy też jak zabezpieczyć śmietniki przed wścibskimi czworonogami.
„Miejski myśliwy” pracuje w godzinach dziennych, natomiast dyżury nocne i weekendowe pełnią - jak dotychczas - myśliwi zakontraktowani przez miasto.
Na co dzień ten jedyny w swoim rodzaju gdański urzędnik zajmuje się nęceniem zwierząt na specjalnych obszarach położonych z dala od siedzib ludzkich. We współpracy z leśniczymi urządza dla nich np. specjalne poletka zaporowe na obrzeżach dzielnic, zwłaszcza na styku miejsko-leśnym. Po wysypaniu ziaren kukurydzy i zbóż poletko jest przeorywane, żeby do karmy dobrały się nie ptaki, ale dziki, które mają zwyczaj buchtować (czyli ryć) w ziemi poszukując pożywienia. Pola z karmą znaleźć można m.in. w leśnictwie Matemblewo i Renuszewo.
- W mieście nie możemy orać gleby, ale wrzucamy pokarm np. w trzcinowiska i chaszcze: na Stogach, w Górkach Zachodnich, na Przeróbce na Morenie - wylicza Tadeusz Bukontt, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego UMG. - Staramy się przyzwyczaić w ten sposób zwierzęta do miejsc, w których zawsze znajdą pożywienie, możliwie z dala od siedzib ludzkich. Nie jest to łatwe, bo dziki są mądre i idą “na łatwiznę”, a wiedza o tym gdzie najłatwiej o pokarm przekazywana jest z pokolenia na pokolenie przez lochy.
Zwierzęce statystyki
Najbardziej opornych amatorów łatwego pożywienia odławia się i wywozi w kaszubskie lasy. Na terenie Gdańska największym problemem są dziki - rocznie ok. 50 osobników tego gatunku wymaga odłowu.
Drugie tyle zwierząt jest niestety ofiarami wypadków i zazwyczaj ginie, lub wymaga uśpienia. Tereny miejskie chętnie odwiedzają również sarny i lisy (ok. 50 interwencji rocznie). Sporadycznie pojawiają się również kuny, borsuki i jenoty, a nawet bobry. Kilkanaście interwencji rocznie dotyczy ptaków - przede wszystkim łabędzi, bocianów, mew i jastrzębi.
Warto przy okazji przypomnieć, że usuwaniem martwych zwierząt - czy to dzikich czy udomowionych - zajmuje się specjalna firma utylizacyjna, która współpracuje z Dyżurnym Inżynierem Miasta i Zarządem Dróg i Zieleni w Gdańsku. Dyżurny Inżynier Miasta przyjmuje zgłoszenia przez całą dobę pod numerem: 58 52 44 500.
Na podstawie materiałów prasowych Biura Prasowego UMG - oprac. IB